Nawracam się cały czas. To nieustający proces, choć są okresy w życiu, w których jest on bardziej intensywny. Jednym z takich nawróceń był czas, kiedy uczestniczyłam w warsztatach 12 Kroków. Gdy je zaczynałam, wydawało mi się, że moja wiara jest silna. Miałam poczucie, miłości Bożej, ale nie potrafiłam radzić sobie z emocjami. Przerabiając kolejne kroki, wiele dowiedziałam się o sobie, o swoich schematach przetrwania, wypracowanych w dzieciństwie. Wracałam do wydarzeń z dzieciństwa i emocji, jakie mi wtedy towarzyszyły: tłumiona złość, lęk, poczucie winy. Uświadomiłam sobie, jak ogromny wpływ te wydarzenia i relacje z najbliższymi mają na moje obecne życie i na relacje z Bogiem. Zaczęłam czuć te emocje (przez wiele lat tłumione) i je nazywać. Uświadomiłam sobie, że relację z Bogiem w dużej mierze opierałam na lęku i zasługiwaniu. Wszystkie moje prośby podszyte były lękiem. Odmawiając różaniec, czułam lęk. Wydawało mi się, że jak ja coś zrobię dla Boga, to On zrobi coś dla mnie, a jak czegoś nie zrobię, to zostanę ukarana. Taka fałszywa pobożność. A to nie prawda. To nie było szczere i czyste. Na Jego miłość i troskę nie muszę zasługiwać. Ponieważ nie chciałam w taki sposób się modlić odkładałam różaniec i rozmawiałam po prostu z Bogiem. To pomogło mi zadbać o to, aby ta relacja była czysta i szczera.
Nawrócenie (metanoia, czyli zmiana myślenia) dokonała się też w moim myśleniu o sobie i drugim człowieku. Stałam się bardziej wyrozumiała dla siebie i innych. Nie osądzam już tak innych, bo wiem z czego, z jakich doświadczeń traumatycznych wynikają różne trudne zachowania drugiego człowieka. Wiecie, to jest tak, że słuchając doświadczeń z dzieciństwa osób z mojej 12-krokowej grupy, uświadomiłam sobie, jakie konsekwencje w nich wywołały. To było bardzo cenne doświadczenie. Warsztaty 12 Kroków cały czas we mnie pracują, a ja dzięki temu nieustannie się nawracam.
Justyna
A ja dziś z sercem pełnym Wiary, Nadziei i Miłości po wczorajszym Seminarium Odnowy Wiary (dn. 29.03.2025r). Pan prawdziwie działa. Kocha nas, prowadzi przez burze, byśmy potrafili mocniej i więcej w NIEGO wierzyć. Byśmy potrafili mocniej kochać każdego człowieka. Dostałam wiadomość od jednej z moich uczestniczek w grupie. Napisała, że teraz już wie dlaczego jest na naszym Seminarium Odnowy Wiary ,mimo że bardzo tego nie chciała. Wie, że Jezus delikatnie prowadził ją do siebie. Wczoraj podczas adoracji Najświętszego Sakramentu przebaczyła, ale tak naprawdę, tak z serca. Zajęło jej to pół roku. Widziałam wczoraj jej pełną radości na twarzy i ten błysk w oku. Jej słowa: „Pół roku trwał mój proces przebaczenia. Jeden wieczór zmienił wszystko. Dzisiejszy dzień jest dla mnie dniem pełnym łaski”.
animatorka
Jestem żoną, mamą, teściową i babcią. Wychowałam się tradycyjne wierze katolickiej. Nie miałam relacji z Bogiem, tylko pewną wiedzę. W czasie studiów mieszkałam w akademiku i byłam rozdarta. Pragnęłam miłości, przemiany życia ale z drugiej tkwiłam w grzechach, lękach. Miałam kompleksy, nie akceptowałam siebie. Nie akceptowałam też mojego taty, który nadużywał alkoholu, często był pijany, wszczynał awantury w domu. W tym czasie przyszły do mnie do akademika dwie dziewczyny z propozycją rozmowy o Bogu. Opowiedziały mi o Bożej miłości , że przez grzech nie doświadczam tej miłości w swoim życiu i że Jezus Chrystus jest jedynym rozwiązaniem problemu grzechu człowieka, że umarł za moje grzechu i zmartwychwstał i że będę mogła doświadczać Jego mocy w swoim życiu, jeśli Go do niego zaproszę i przyjmę że jest moim jedynym Panem i Zbawicielem. Opowiedziały mi w wielkim skrócie, to wszystko co rozważamy podczas Seminarium Odnowy Wiary.
Pragnęłam miłości, chciałam żeby Jezus zmienił moje życie i pomodliłam się z nimi modlitwą, w której zaprosiłam Jezusa do mojego życia i przyjęłam Go jako Pana i Zbawiciela. Nie wszystko wtedy rozumiałam. Wstąpiłam do wspólnoty, czytałam Pismo św., rozważałam je potem w małej grupie. Uczyłam się fragmentów Słowa Bożego na pamięć. Pierwszym, którego się nauczyłam był fragment z Ewangelii Św. Jana 3.16 „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał aby , aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął ale miał życie wieczne.” Słowo Boże odnosiłam do swojego życia. Bóg mówił do mnie przez to Słowo. Zaczęłam poznawać Jezusa. We wspólnocie była modlitwa spontaniczna i osoby mówiły jak Bóg działa w ich życiu. Ja też zaczęłam dostrzegać Boże działanie w swoim życiu, zaczęłam żyć w Bożej obecności. Jezus od razu mnie wyzwolił z grzech nieczystości, w którym zmieniał się mój stosunek do siebie i do innych osób, szczególnie do mojego taty, który po pewnym czasie zmienił pracę i przestał pić. Po kilku miesiącach już w osobistej modlitwie bardziej świadomie oddałam swoje życie Jezusowi. Ta decyzje miała wpływ na cało moje późniejsze życie, na małżeństwo i potem rodzinę. W następnym roku akademickim mój mąż a wtedy chłopak, z którym zaczęłam się spotykać, poszedł za mną do wspólnoty i po pewnym czasie też przyjął Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Po ślubie wstąpiliśmy do Domowego Kościoła. Decyzję powierzenia życia Jezusowi jako Panu i Zbawicielowi powtarzałam wielokrotnie. Gdy przeważnie przez zaniedbanie rozważania Słowa Bożego traciłam bliską relację z Jezusem i sama próbowała kierować swoim życiem, Jezus wzywał mnie do nawrócenia do odnowienia relacji z Nim. Do oddawania sfer życia, które jeszcze nie były Mu powierzone.
Jezus zapraszał mnie do jeszcze większej bliskości i zaufania. Podam kilka przykładów.
Moja mama po pół roku od diagnozy, zmarła w grudniu 2014 r. na raka trzustki. W dniu śmierci przyjęła Komunię świętą. Dwa dni wcześniej 08.12 poprosiłam księdza, aby przyszedł do mamy. To była wielka łaska. Po śmierci mamy ogarnął mnie irracjonalny lęk przed ciemnością, śmiercią, cierpieniem oraz poczucie, że nie potrafię kochać. Modliłam się, chodziłam do spowiedzi ale to nie odchodziło. Podczas rekolekcji wakacyjnych Domowego Kościoła, ludzie z diakonii modlitwy pomodlili się nade mną wstawienniczo. Ogłosiłam Jezusa jest moim Panem i Zbawicielem. W Jego imię wyrzekłam się szatana i wszystkich jego dzieł i lęku, które mnie zniewalały. Doświadczyłam ponownie wielkiej miłości Boga do mnie, usłyszałam, że Jezus daje mi nowe imię Moja Umiłowana, że ratunkiem dla mnie jest szczera spowiedź i głoszenie wielkich dzieł Bożych. Po wakacjach wstąpiłam do Diakonii Modlitwy. Uczestniczyłam w organizowanych przez DM Wieczorach Uwielbienia, brałam udział jako wstawiennik w modlitwach o uwolnienie. W czasie tych modlitw, widziałam jak Bóg okazuje swą wielką miłość, tym osobom, jak pokazuje im prawdę, jak je uwalnia, uzdrawia, jak im błogosławi. To były wielkie dzieła Boże. Zauważyłam, że Jezus poszerza moje serce i wlewa miłość do tych osób. Weszliśmy w kolejny etap życia tj babcia i dziadek. Nasze córki w jednym roku wyszły za mąż. Po dwóch latach młodsza córka urodziła śliczną córeczkę, naszą pierwszą wnuczkę. W kolejnym roku w lipcu 2020 poczęło się dzieciątko u starszej córki, jednak przed świętami Bożego Narodzenia trafiła do szpitala, dostała leki na rozwój płuc u dziecka i na podtrzymanie ciąży. Cały czas modliliśmy się za nią i za dziecko. W nocy z 26 na 27.12 odbyła się cesarka ratująca życie córki i jej dziecka. To był początek 24 tygodnia, malutka ważyła 680 gram i była niewiele większa od dłoni. W tym wszystkim widzieliśmy też opatrzność Bożą, gdyż córka była wtedy w szpitalu i mogła natychmiast otrzymać pomoc.
Przez długi czas stan malutkiej wnusi był krytyczny. Codziennie powierzałam Bożemu miłosierdziu wnuczki, córki i zięcia. Wiele razy doświadczyłam mocy modlitwy wstawienniczej. Bardzo wiele osób modliło się. Bywało, że lekarze mówili „już nic nie mogą zrobić że pozostaje tylko modlitwa”. Modlitwa trwała i następowało polepszenie. Cieszyliśmy się i uwielbialiśmy Boga. Wnuczka po 6 miesiącach wyszła ze szpitala na tlenie, po trzech miesiącach miała operację, po której samodzielnie oddychała w dzień, a w nocy potrzebowała tlenu. Rok później kolejna operacja, po której nie był potrzebny tlenu. Dwa lata po narodzinach drugiej wnusi, dołączyła do niej szczęśliwie jej siostra, nasza 3 wnuczka. W międzyczasie na początku kwietnia 2022 roku mieliśmy trudne doświadczenie z drugą córką. Byłą w ciąży, podejrzewano ciążę pozamaciczną. W nocy zadzwonił zięć, że córkę bardzo boli brzuch przyjechaliśmy natychmiast i wezwaliśmy pogotowie. Zanim przyjechało modliliśmy się nad córką. Zabrali ją na sygnale miała krwotok wewnętrzny, straciła dziecko. Córka prosto z karetki trafiła na stół operacyjny i lekarze zdążyli ją uratować ale stan był już krytyczny. W zeszłym roku urodziła synka. Nasz wnuczek niedawno skończył roczek. W tych najtrudniejszych chwilach Jezus był zawsze blisko, często słyszałam wewnętrzny głos JA JESTEM, NIE BÓJ SIĘ WIERZ TYLKO i starałam się wierzyć. Tę sferę mojego życia moje dzieci i wnuki ich życie, przyszłość i relacje między nimi najtrudniej mi było do końca oddać Jezusowi.
JEZUS JEST PANEM, JEST ŻYCIEM I ZMARTWYCHWSTANIEM, JEST MIŁOŚCIĄ On prowadzi historię mojego życia i życia mojego męża, dzieci i wnuków jako historię zbawienia. Chwała Panu!
Ula
Pan Jezus przemawia do mnie przez swoje słowo. Bóg zawsze jest w moim życiu. Gdy byłam dzieckiem objawił mi się tak jak Mojżeszowi, że On Jest. I tak przez całe moje życie jest w nim obecny. Nie zawsze o tym pamiętam, ale On ciągle przemawia mi do serca i zaprasza do bliskości, do bycia z Nim zawsze. Od wielu lat prosi, żeby dziękować i uwielbiać Go. Łatwo jest dziękować i uwielbiać, gdy wszystko układa się po mojej myśli. Trudniej, gdy przychodzi cierpienie. Takim trudnym okresem dla mnie była choroba i śmieć mojej mamy. Było wtedy we mnie i w moich bliskich wiele bardzo trudnych uczuć i wielkiego bólu. I właśnie w tym okresie starałam się dziękować Bogu za życie mojej mamy i całej naszej rodziny, uwielbiać Boga w mojej mamie. Mimo bólu, który odczuwałam potrafiłam dziękować i uwielbiać. To nie było moja moc, lecz źródłem był Bóg, który cały czas mi towarzyszył. Starałam się jak najczęściej uczestniczyć we Mszy św. i karmić się Ciałem Jezusa. Wierzyłam, że Jezus jest cały czas ze mną w tej tak trudnej sytuacji i to On mnie przez nią przeprowadził. Po śmierci mamy ból i żałoba towarzyszył mi, ale z Jezusem i z wiarą, że ze swoją mamą spotkam się w niebie, było mi lżej. Uwielbiam Cię Panie, bo Ty zawsze jesteś ze mną i masz wspaniały plan dla mojego życia.
Agnieszka
Jezus jest moim Panem i Zbawieniem.
Stało się tak dzięki wierze moich rodziców, parafii rodzinnej a także dzięki Wspólnocie Woda Życia, do której należałem przed wstąpieniem do Seminarium. Dzięki założycielowi tej Wspólnoty ks. Romanowi Trzcińskiemu i osobom do niej należącym, zapragnąłem powierzyć swoje życie Jezusowi, by On nim kierował.
To była bardzo dobra decyzja, wielokrotnie ponawiana. Jezus, mając moją zgodę dawał mi się poznać coraz bardziej. Umożliwił mi rozpoznanie mojego powołania. On cały czas mnie prowadzi najlepszymi drogami życia, nadaje sens wszystkiemu co przeżywam. Jego miłość daje mi głęboką motywację do służby Jemu, Jego Kościołowi i konkretnym ludziom.
ks.Mariusz
Duch Święty jest dla mnie realnym wyrazem ogromnej miłości Boga do mnie, drogocennym darem danym bez pieniędzy. Codziennie zapraszam Go do mojego serca, aby był w mojej pracy, trudnościach, relacjach i radościach. On pomaga mi nieść trud choroby, samotności, braków materialnych i uwielbiać w tym wszystkim Jezusa, bo daje mi poczucie, że On w tym wszystkim jest najbliżej mnie. Pragnę, aby był nieustannie obecny w moim sercu, bardziej , głębiej, bo tylko On daje mi radość i pokój, jakich świat dać nie może. Doświadczam tego w Eucharystii, adoracji Najświętszego Sakramentu i na modlitwie osobistej, w Namiocie Spotkania. Widzę, jak Duch ŚW. na przestrzeni lat przemienia moje myślenie o mnie samej. Przez wielu ludzi byłam często wyśmiewana, krytykowana i upokarzana. W Nim odzyskuję poczucie własnej wartości, On uwalnia mnie od barier w relacjach i lęku przed bardzo niepewną przyszłością. Dzięki Niemu mam pewność, że Bóg się mną opiekuje, że jestem przez Niego umiłowana. Oddaję Mu trudne relacje i widzę, że przełamuje barierę oschłości, braku miłości. Pomaga mi okazywać dobroć i miłość tam, gdzie budzi to we mnie sprzeciw i sama nie jestem w stanie. W sposób szczególny doświadczam Jego mocy na modlitwie we wspólnocie, w Seminariach Wiary, na których byłam kilkukrotnie uczestnikiem, a później animatorem. Gdy opadam z sił, on modli się we mnie i wzbudza we mnie pragnienie uwielbienia jeszcze bardziej, w każdym czasie i niezależnie od uczuć.
Zdroju Wody Żywej uwielbiam Cię za Twoje dary i nieustanną obecność. Mieszkaj we mnie, pragnę Cię nosić w swoim sercu. Uwielbiaj we mnie Ojca, przemieniaj mnie i uświęcaj.
Hania
Do modlitwy do Ducha św. zachęcała mnie moja siostra katechetka ze szkoły podstawowej. Często do Niego się zwracałam, prosząc o potrzebne dary przy nauce i podejmowaniu decyzji. Bardzo ważne było przyzywanie Ducha św. w czasie zawarcia małżeństwa. W czasie ceremonii odśpiewany był cały „Hymn do Ducha św.” i ja gorąco się modliłam, aby to On tworzył, jednoczył nasze małżeństwo. Bardzo wierzyłam, że On da nam potrzebne dary, aby tworzyć domowy kościół, udane małżeństwo. Aktualnie jesteśmy małżeństwem 28 lat, mamy 5 dzieci i wierzę, że żyjemy mocą sakramentu małżeństwa i działa w nim cały czas Duch św. Daje nam mądrość do podejmowania właściwych decyzji, wychowania dzieci, siłę do wybaczania sobie każdego dnia, odwagę do podejmowania trudnych decyzji, wychodzenia z kryzysów, pomagania bliźnim. Gdy było mi trudno i nie czułam się kochana przez mojego męża, to pod natchnieniem Ducha św. rano każdego dnia, gdy budziłam się, to myślałam „Kocham swojego męża”. Wtedy nasze relacje się poprawiły. Duch św. daje mi też natchnienie i dar, że każdego dnia pamiętam i modlę się za mojego męża i moje dzieci, modlę się z moim mężem i dziećmi. Duch św. jest źródłem naszej miłości, jedności i szczęścia w małżeństwie. Chwała Panu.
Agnieszka
To było 11 lat temu. Byłam w trudnym dla siebie momencie życia. Po raz pierwszy zostałam mamą, byłam przytłoczona obowiązkami, kłótniami z mężem, brakiem czasu i odpoczynku. Tęskniłam za własnymi aktywnościami tj. praca, relacje, także pogłębiona relacja z Bogiem. Żyjąc w poczuciu braku szczęścia i radości, przez pół roku modliłam się o to, żeby Bóg okazywał mi miłość tak, żebym tego dogłębnie doświadczyła. Podczas rekolekcji, na których byliśmy z mężem i synem, Pan Bóg przyszedł do mojego serca i ciała tak namacalnie i z taką mocą, czułością i bliskością, że moje życie przewróciło się do góry nogami. Odmienił całkowicie Jego obraz, jaki nosiłam w sobie. Przekonał mnie, że to nie On zsyła mi krzyże, cierpienie, że On jako dobry i święty daje mi tylko to, co dobre. Od tego momentu zmieniło się moje życie. W jednej chwili. Jego miłość mnie zalała. Wiedziałam, ze mam przy sobie Ojca, który mnie kocha, troszczy się o każdy szczegół mojego życia, ze walczy o moje szczęście i życie w pełni. Dał mi Ducha Świętego, który poprowadził mnie na drodze intensywnego nawracania się, pracy nad sobą, zaangażowania w relacje z Jezusem i ze wspólnota. Mogę powiedzieć, ze tamto doświadczenie Boga Żywego było najcudowniejszym, co mnie spotkało.
Urszula
Modlitwa do Ducha Świętego jest mi bardzo bliska. Za każdym razem, gdy prowadzę trudną rozmowę, uczestniczę w nieprzyjemnej lub niebezpiecznej sytuacji, kiedy nie wiem, co powiedzieć – modlę się do Ducha Świętego i proszę, aby to On poprowadził rozmowę za mnie, aby to On był Panem danej sytuacji. Taka modlitwa przynosi piękne owoce. Czasem od razu, a innym razem po kilku godzinach, dniach czy nawet tygodniach. Bywa, że rozmowa wydaje się po ludzku przegrana, a później okazuje się, że prawdziwy owoc rodzi się z czasem. To bardzo prosta modlitwa, różna w zależności od sytuacji. Brzmi mniej więcej tak:
„Duchu Święty, przyjdź do tej rozmowy i poprowadź ją. Bądź jej Panem i użyj mnie jako narzędzia. Niech padną Twoje słowa, nie moje.”
Jak świetnie działa w rozmowach z mężem! 😊🥰😅😍
Renata
Miałam 16 lat, gdy po raz pierwszy uczestniczyłam w rekolekcjach ewangelizacyjnych. W głębi serca pragnęłam doświadczyć Bożej miłości i obecności. Nie chciałam być dłużej samotna. Podczas jednej z modlitw przyjęłam Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. To był moment przełomowy, dla mnie początek nowego życia. Zaczęłam uczestniczyć w spotkaniach wspólnoty. Znalazłam tam akceptację, której tak bardzo mi brakowało. Z czasem zniknęły kompleksy i brak poczucia własnej wartości. Samotność odeszła. Nawiązałam trwałe przyjaźnie. Wspólnota stała się moją drugą rodziną, miejscem wzrostu, uzdrowienia i bliskości.
Co roku brałam udział w Seminarium Odnowy Wiary w Duchu Świętym. Był to czas duchowej formacji i głębokiej modlitwy, najpierw o uzdrowienie z lęków, traum i deficytów z dzieciństwa, a później o otwartość na działanie Ducha Świętego. Każde seminarium było dla mnie kolejnym krokiem ku dojrzałej wierze. Jedna z tych modlitw szczególnie zapadła mi w serce. Na jej zakończenie otrzymałam słowo z Księgi Izajasza: „Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga. Nie będą więcej mówić o tobie ‘Porzucona’ (…). Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.”
Te słowa nie tylko mnie poruszyły, one się spełniły. Dziś jestem kobietą spełnioną, kochaną i rozumianą. Od wielu lat jestem żoną i matką. Na co dzień doświadczam miłości, tej ludzkiej i tej Bożej, która ją przenika.
Kilka lat temu, z powodu trudnych relacji z dziećmi i pragnienia, by być lepszą matką, zdecydowałam się na terapię. Terapeutka poprosiła mnie o spisanie dziesięciu trudnych wspomnień z dzieciństwa oraz emocji, które im towarzyszyły, strachu, gniewu, poczucia niesprawiedliwości, osamotnienia. Zrobiłam to i wróciłam z gotową listą. W kolejnym kroku miałam przeżyć ten gniew jeszcze raz, pozwolić sobie na złość, opłakać krzywdy. Coś mnie wtedy zatrzymało. Tak, pamiętałam te wszystkie bolesne sytuacje i emocje, które im towarzyszyły, ale nie czułam już bólu. W moim sercu nie było złości ani poczucia krzywdy. Był pokój. Przebaczenie. Miłość. Bo Bóg, jeszcze zanim sięgnęłam po tę terapię uzdrowił moje emocjonalne i psychiczne rany. Zajął się moim sercem wtedy, gdy sama nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo tego potrzebuję.
Dziś, patrząc na swoje życie z perspektywy 60 lat, widzę wyraźnie– Jezus jest obecny w każdej jego chwili. To On nadaje sens mojej codzienności. To On mnie podnosi, gdy upadam. To On mnie uzdrawia, bo przecież zranienia pojawiają się nieustannie. To On kocha mnie poprzez moich bliskich, jest blisko zawsze. Moje życie nie jest idealne, ale jest uzdrowione, pełne sensu i miłości. Nie zawdzięczam tego sobie, ale Temu, który jest wierny. Jezus jest moim Panem i Zbawicielem i wiem, że nigdy nie jestem sama. On uczynił moje życie prawdziwym.
Elżbieta
Kilka lat temu moja mama ciężko zachorowała w stanie zagrażającym jej życiu, została przetransportowana przez karetkę pogotowia do szpitala. Lekarze nie byli pewni czy przeżyje. Powierzyłem jej stan zdrowia Panu Jezusowi modląc się za nią i także ofiarowując intencję Mszy Świętych i Komunii Świętych, jakie przyjmowałem o wypełnienie się woli Bożej w stosunku do uzyskania łaski zdrowia dla mojej mamy.
I Pan Jezus przyszedł do mnie na jednej z Eucharystii w słowach z Psalmu: Biedak zawołał, a Pan go wysłuchał. Wiedziałem że te słowa są skierowane do mnie i Pan Jezus zaopiekuje się moją mamą. Zostałem umocniony i od tego dnia stan mojej mamy w szpitalu się z dnia na dzień poprawiał. I w końcu po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu moja mama wróciła do domu.
W mojej historii wypełniły się słowa Pana Jezusa: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja Was pokrzepię.
Dziękuję Panie Jezu za Twoją obecność w moim życiu i za wszystkie dary i łaski Ducha Świętego, jakie przekazujesz mi przez Naszą Mamę Najświętszą Dziewicę Maryję.
Krzysztof
Jesteśmy z mężem we wspólnocie Domowego Kościoła. Formacja w tej wspólnocie zachęca do podejmowania codziennej modlitwy małżeńskiej, wspólnych rekolekcji wyjazdowych i dialogu małżeńskiego tj. comiesięcznej, pogłębionej rozmowy, wspólnej modlitwy, i rozeznawania woli Pana Boga względem nas. Gdyby nie te zobowiązania, nie wiem, czy nasze małżeństwo przetrwałoby. Stawanie w obecności Bożej podczas dialogu małżeńskiego, wielokrotnie pokazywało nam prawdę o sobie i o współmałżonku, że tak naprawdę oboje bardzo się staramy, kochamy się, dbamy o siebie i o rodzinę, na ile potrafimy, a nasze potknięcia i zaniedbania nie są celowe i skierowane przeciwko sobie. Wzrastamy w jedności, a sprawy sporne nie oddalają nas od siebie, tylko są przyczynkiem do wzrastania w miłości. Wspólnota i cały Ruch Światło-Życie są więc dla nas na prawdę skarbem, za który dziękujemy Bogu.
Ula
Jesteśmy z mężem w Domowym Kościele już dość długo. Zimą 2024 r. uczestniczyłam sama bez męża w rekolekcjach warsztatowych zorganizowanych przez diakonię modlitwy RŚ-Ż diec. warszawsko-praskiej w Kluczborku pt „KOŚCIÓŁ ŻYWY”. Poza tym, że sama forma rekolekcji była ciekawa, wymagająca uwagi i osobistego zaangażowania, to po raz kolejny zobaczyłam jak ważne jest dla mnie bycie we wspólnocie. Dzięki wspólnocie nie stoję w miejscu, rozwijam się nie tylko duchowo, wychodzę ze strefy komfortu, przełamuję bariery zw z lękiem przed drugim człowiekiem. Uczę się, że człowiek, który staje na mojej drodze to mój brat, siostra, ze swoimi problemami, traumami, lękami, obciążeniami, tak samo jak ja. Możemy być dla siebie błogosławieństwem. Moją uwagę podczas jednej z konferencji zwróciło zdanie, że Duch Św. działający przeze mnie nie dość, że przygotowuje mnie do działania, to jeszcze przygotowuje też człowieka, którego spotkam i któremu mogę pomóc np. dostrzec Boga w Jego życiu, opowiedzieć o miłości Boga, dodać nadziei, wysłuchać z uwagą itp. To było dla mnie odkrycie, które dodało mi odwagi, wlało ciekawość co też Duch Św. dla mnie przygotował. Długo nie czekałam, gdyż ostatniego dnia rekolekcji wyszliśmy na Rynek Kluczborski, w grupkach dwu-trzyosobowych ewangelizować napotkanych ludzi. Najpierw w dużej grupie śpiewaliśmy kolędy a niektórzy już rozmawiali z ludźmi, którzy się nam przyglądali. Potem przemaszerowaliśmy naokoło Rynku z radosnym śpiewem na ustach i rozeszliśmy się, żeby przez ok godzinę rozmawiać z przechodniami o Bogu. W tym czasie w kaplicy o. Sercanów, ksiądz i jeszcze jedna osoba modlili się za nas i tych, których spotkamy. Nie było mi łatwo podchodzić do ludzi i zaczynać rozmowę, wstydziłam się ale byłam w grupie z Dorotą i Jarkiem, którzy byli odważniejsi. Na około 15 osób zaczepionych odmówiły tylko dwie starsze panie, reszta chętnie rozmawiała o Bogu i swoim życiu no bez Boga. Szczególnie wzruszyły mnie rozmowy z dwoma chłopakami, i dziewczyną i chłopakiem. Omijają kościół ale słuchali nas, byli ciekawi Boga, rozmawialiśmy przyjaźnie. Spotkaliśmy też kobietę Anię, która poprosiła o modlitwę, żeby przestało ją coś boleć, bo jutro wyjeżdża samochodem na ferie z dzieckiem i boi się, że ból nie przejdzie i jak będzie prowadzić auto. Pomodliliśmy się. Po powrocie do domu rekolekcyjnego omawialiśmy ten czas we wspólnocie. Było w nas dużo radości i wdzięczności, gdyż sami doświadczyliśmy działania Ducha Św., o którym wcześniej słuchaliśmy.
Dwa m-ce po tych rekolekcjach nasz lider dostał wiadomość od ojców Sercanów, którą wysłał do nich lekarz: „Wczoraj moja pacjentka Ania opowiedziała mi, że jacyś ludzie, przebywający u Was (sercanów) na rekolekcjach modlili się na mieście i tak się złożyło, że pomodlili się też za nią, a miała kamicę nerkową. Miała zrobione usg przed i miała zaplanowaną operację. Na kolejnym USG robionym przez tego samego lekarza nie znaleziono żadnych kamieni”
Niech dobry Bóg będzie uwielbiony!
Dorota
https://www.domrekolekcyjnykluczbork.pl/…/kosciol-zywy…/
Od wczesnej młodości starałem się być osobą niezależną. Nie należałem ani do harcerstwa, ani do SZSP (będąc na studiach). Szukałem w życiu własnej drogi. Kończąc ósmą klasę szkoły podstawowej, jedna z moich koleżanek, napisała na fotografii klasowej, abym pozostał indywidualistą. Lecz przyszedł czas, kiedy doświadczyłem życiowych porażek. Siedząc przy stole i słuchając utworu „Sen o dolinie” Budki Suflera , uderzyłem pięścią w stół, na którym leżało grube szkło, które popękało, tak jak moje życie. Doświadczyłem braku sensu istnienia. Pewnego dnia trafiłem do sklepu muzycznego, gdzie nabyłem płytę zespołu Breakout „Kamienie”. Utwór z tej płyty, zatytułowany „Modlitwa”, stał się moją modlitwą. Słuchałem go niemal non stop. Wkrótce, siostra mojego kolegi powiedziała mi o spotkaniach grupy młodych ludzi z księdzem, przy ul. Ratuszowej. Przyszedłem i zobaczyłem inny świat: charyzmatycznego księdza z brodą, młodzież modlącą się głośno własnymi słowami, dzielącą się tym co Bóg powiedział im przez Pismo Święte, atmosferę serdeczności i przyjaźni. Byłem zafascynowany tym wszystkim, ale nie miałem bladego pojęcia o biblii. Doświadczyłem „głodu” Słowa Bożego. Kupiłem biblię u metodystów, gdyż nie było w tamtych czasach innej możliwości zakupu. W każdej wolnej chwili czytałem Pismo Święte, często nocami, a że miałem dużo wątpliwości i pytań, szukałem odpowiedzi również w innych wspólnotach chrześcijańskich. Moje życie zaczęło nabierać sensu. Pierwsze głośno, przeze mnie, wypowiedziane słowa, to J3,16: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Słowo „każdy” zastąpiłem swoim imieniem. Prosiłem, aby Jezus z mocą wszedł w moje życie i stał się panem całego mojego „ja”. Przemiana mojego życia, wówczas zapoczątkowana, trwa do dziś. Chociaż wiele błędów popełniłem i pewnie jeszcze popełnię, wiem, że Zmartwychwstały Jezus ma moc mnie podźwignąć z każdego mojego upadku, (czego już wielokrotnie doświadczyłem). On jest Miłością i w Nim jest pełnia istnienia. Moim pragnieniem jest, aby każdego dnia ,stając w prawdzie, mógł z pomocą Ducha Świętego, wyznać, że Jezus jest moim Panem i za św. Pawłem powtarzać: „już nie ja żyję, żyje we mnie Chrystus”. Amen.
L.G.
Najpierw było ogromne zaskoczenie, że PAN BÓG dał mi wspólnotę. Mnie introwertykowi, poszukującemu ciszy i samotności, unikającemu licznego towarzystwa, głośnych i długich rozmów. Później był zachwyt osobami, które mają podobne pragnienia oddania się na wyłączną służbę PANU BOGU poprzez życie konsekrowane w świecie. Towarzyszyło temu zadziwienie, że tak różnorodne osoby PAN BÓG połączył charyzmatem, aby szły wspólnie ku niebu. Patrząc tylko po ludzku nasze drogi, by się nie spotkały ponieważ pochodzimy z różnych miejscowości, mamy inne zainteresowania, wiek, wykształcenie. Z zewnątrz wygląda, że więcej nas dzięki nim łączy.
Wspólnota stała się dla mnie miejscem przyjęcia, wyrastania z tego, co niedojrzałe, oparcia, zrozumienia i doświadczania ogromnej serdeczności. Ciepłe i życzliwe przyjęcie leczyło moje serce po wcześniejszych doświadczeniach relacyjnych przejawiających się niezrozumieniem i brakiem akceptacji.
Stopniowo pierwszy zachwyt zmieniał się w dostrzeganie słabości czy niedojrzałości u drugiego człowieka, zmierzenia się z jego innością, ale i z własnymi ograniczeniami. Wiara pomaga mi przyjmować inność i się nią ubogacać i patrzeć z nadzieją. Opierając się tylko na swoich ludzkich siłach w moim sercu pojawiałoby się zniechęcenie czy rozczarowanie. Patrząc na swoją wspólnotę widzę zamysł Boży – spodobało się PANU BOGU tworzyć tak różnorodną gromadkę. Jest to także szkoła miłości bliźniego i siebie. Odkrywam jak potrzebna jest nam modlitwą Ojcze nasz a szczególnie słowa: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Bycie razem uczy otwartości na drugiego człowieka, gotowości przyjmowania go takim jakim jest, ale jednocześnie mobilizuje do przekraczania siebie i do troski o prawdziwe dobro.
Kolejne lata wspólnego trwania pokazują mi, że tym mogę obdarować drugiego człowieka, czym napełnię moje serce. I sama czuję się często obdarowana, ubogacona i pociągana ku więcej przez te osoby, które PAN BÓG mi dał.
Jadzia
Witajcie Kochani,
dla mnie wspólnota jest obok modlitwy i czytania Pisma Świętego jednym z warunków rozwoju duchowego i zbliżania się do Boga. Moje nawrócenie dokonuje się w głębi serca i w samotności, ale to nawrócenie sprawdza się we wspólnocie. Inni ludzie pokazują mi, w jakim jestem miejscu swego rozwoju duchowego. Jestem w wielu wspólnotach jak większość. Jestem we wspólnocie małżeńskiej, we wspólnocie domowego kościoła, w diakonii modlitwy, każda z tych wspólnot przyczynia się w jakimś stopniu do rozwoju duchowego i każda z tych wspólnot pokazuje mi moje braki. Jeśli ktoś mnie denerwuje, w jednej z tych wspólnot to nie jest jego problem, to jest mój problem i to jak sobie z tym poradzę, jest miarą mojego rozwoju duchowego.
Krzysztof
Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe. Gal 6, 2
Od 20 roku życia jestem członkiem Ruchu Światło-Życie. Wspólnota była zawsze dla mnie ważna. Dzięki niej odkrywałam Jezusa miłującego. Wspólnota zaakceptowała mnie taką jaka jestem, a dzięki temu ja zaczęłam szanować ludzi nie ze względu na to co sobą reprezentują, co potrafią , jak wyglądają , ile posiadają, ale ze względu na to, że są moimi braćmi i siostrami w Chrystusie.
10 lat temu mój syn został potrącony poważnie przez samochód. Kiedy pojechaliśmy do szpitala lekarz pozwolił nam na chwilę wejść na OIOM i zobaczyć syna. Jego stan był poważny . Był nieprzytomny z urazem głowy i podejrzeniem pękniętej śledziony. Gdy zobaczyłam go , ugięły się pode mną nogi. Nie mogłam nic zrobić . Strach o jego życie tak mnie sparaliżował, że nawet nie mogłam się modlić. Trwałam przed Bogiem w milczeniu i tylko wysłałam SMS do ludzi ze wspólnoty z prośbą o modlitwę. Wspólnota ogarnęła nas wszystkich swoja modlitwą. Niemalże czuliśmy namacalnie jej oddech. Wspólnota przeniosą nas przez to trudne doświadczenie .
Syn nadspodziewanie szybko wyszedł z tego wypadku. Dziś nie ma nawet śladu po tamtym zdarzeniu.
Chwała Niech będzie Bogu.
Dorota
Moje pierwsze doświadczenie wspólnoty było podczas studiów zaraz po przyjęciu Pana Jezusa jako Pana i Zbawiciela. W tej wspólnocie doświadczyłam miłości bezinteresownej i akceptacji, pogłębiałam moją wiarę, poznawałam Jezusa, uczyłam się modlitwy spontanicznej, rozważania Słowa Bożego, dostrzegania Bożego działania w życiu. W rok po ślubie razem z mężem znając wartość wspólnoty szukaliśmy wspólnoty dla małżeństw. Przez „przypadkową” rozmowę w pociągu trafiliśmy do osób z Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie i sami szukaliśmy innych małżeństw, aby mógł powstać nowy krąg, w którym moglibyśmy się formować. Od wielu lat jesteśmy w Domowym Kościele i z powodu przeprowadzek byliśmy w kilku kręgach. Każdy krąg to mała wspólnota kilku małżeństw, które spotykają się raz w miesiącu aby dzielić się życiem czyli tym co aktualnie przeżywamy, radościami i troskami, aby się wspólnie modlić, dzielić Słowem Bożym, dzielić rezultatami naszej pracy w małżeństwie modlitwą osobistą, małżeńską, rodzinna, dialogiem małżeńskim, pracą na sobą, razem omawiać nowe tematy dotyczące wiary i duchowości małżeńskiej. W pierwszym kręgu było z nami małżeństwo trochę młodsze od naszych rodziców i było to dla nas bardzo cenne ponieważ poprzez dzielenie się życiem, radościami i troskami my słuchając ich mogliśmy bardziej rozumieć naszych rodziców a oni swoje dorastające wówczas dzieci. W obecnym kręgu jesteśmy już ponad 20 lat i to my jesteśmy najstarsi. W kręgu dzielimy się swoją wiarą i doświadczeniem, wspieramy się nawzajem, modlimy się za siebie. Wiele razy było tak, że w sytuacjach bardzo trudnych pierwsze prośby o modlitwę wysyłałam do kręgu. Inne osoby z kręgu robiły podobnie. Podczas epidemii cowid19 i lockdownu, gdy poszczególne rodziny chorowały robiliśmy sobie nawzajem zakupy. Uczestniczymy w ślubach dzieci z rodzin z naszego kręgu, razem świętowaliśmy okrągłe rocznice ślubów w naszych małżeństwach.
Trwanie we wspólnocie miało i ma ogromny wpływ na relację każdego z nas z Bogiem i relacje między nami i z naszymi dziećmi. Krąg jest częścią większej wspólnoty rejonu, diecezji, całego kraju. Poprzez udział w rekolekcjach z naszej diecezji a także z innych poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi i mogliśmy dzielić się wiarą, doświadczeniem. Dla mnie zawsze wielkim przeżyciem jest oaza wielka kiedy podczas rekolekcji wakacyjnych spotyka się w jednym miejscu wiele wspólnot oazy Domowego Kościoła, młodzież, dzieci jest wspólna Eucharystia, świadectwa. To jest doświadczenie wspólnoty żywego Kościoła.
Ula
Chciałam podziękować Panu Bogu, że przyszedł do mnie z Łaską przebaczenia, osobie, która mnie bardzo skrzywdziła. Miało mnie nie być na tych rekolekcjach, po pierwszym spotkaniu z nich zrezygnowałam. Napisałam wiadomość, że mnie raczej nie będzie na tych rekolekcjach. Krótko opisałam, że 26 listopada 2024r zakończyłam rekolekcje REO, że nie wiem po co miałabym przechodzić te same tematy rekolekcji jeszcze raz. Gdzieś nie czułam tego, by być na tych rekolekcjach. Miałam spotkanie ze swoim Towarzyszem Duchowym, któremu powiedziałam, że Seminarium Odnowy Wiary jest podobne do rekolekcji REO, oraz, że z nich zrezygnowałam. Mój Towarzysz Duchowy powiedział mi, że mam wrócić na te rekolekcje oraz to, że Kierownika Duchowego powinno się słuchać. Postanowiłam wrócić na rekolekcje. Podczas tych rekolekcji Jezus wyciągał mnie z grobu mojego braku przebaczenia osobie, która mnie bardzo skrzywdziła. Byłam w procesie przebaczenia, który trwał pół roku.
Pan Jezus podczas tych rekolekcji przychodził do mnie z delikatnością, każdego dnia wyciągał mnie z mojego grobu. Zauważyłam, że to Seminarium było kontynuacją REO, podczas którego prawie cały czas kłóciłam się z Bogiem.
Podczas oddania życia Panu Jezusowi, wybaczyłam temu człowiekowi. Pan Jezus przyszedł do mnie z łaską przebaczenia. Poczułam jak kruszy moje zatwardziałe serce. Jak chce wejść w to miejsce, by je przemienić, bym poczuła się wolna. Zmieniła się moja twarz, moje spojrzenie, zostało to zauważone przez moją 13 letnią córkę, która mnie zapytała, w jakim salonie kosmetycznym byłam, bo moja twarz oraz oczy się zmieniły. Odpowiedziałam mojej córce, że najtańszym oraz najlepszym salonem kosmetycznym jest konfesjonał oraz to jak Pan Jezus zmienił wszystko w moim życiu. Jak mnie prowadzi. Jednego wieczoru przebaczyłam osobie, która mnie skrzywdziła prawie 14 lat temu.
Dostałam od Jezusa serce nowe, a zabrał mi serce z kamienia. Podczas tych rekolekcji dostałam od Jezusa Nowe Życie, życie w obfitości.
Panie Jezu, dziękuję za ten cud przebaczenia. Dziękuję że przyszedłeś do mnie z Łaską przebaczenia. Dziękuję za Twoje prowadzenie.
Kasia
„Bo my nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” Dz. 4, 20
Bardzo się cieszę, że Pan Bóg mnie kocha. Zna moje zachowanie i postępowanie. Nie gniewa się na mnie, gdy zgrzeszę. Oddala moje występki i lituje się nade mną. Jest dla mnie łaskawy i miłosierny i sprawiedliwy. W każdej trudnej sytuacji pomoże mi, zaspokoi moje wszystkie moje potrzeby. Czuję się spokojniej, bo wierzę, że w ostatnich dniach Pan Bóg mnie przygarnie do siebie.
Dziękuję Ci Panie Boże.
Stanisława
„Bo my nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” Dz. 4, 20
Czym jest uwielbienie Bogu? Jest płynącą z mego serca miłością do Boga za Jego dary i łaski. Jest zachwyceniem się w sercu i na ustach. Jest ciszą i radością z obecności Bożej we mnie, co daje mi poznać przez Ducha Świętego. Dlatego uwielbiam Boga, bo dał wszechogarniającą miłość swoją, dla każdego za darmo, która jest potęgą i mocą do czerpania garściami. Jak woda w dzbanie – gdy pragnę pić, to moczę serce i usta. Uwielbiam Cię Panie. Amen”
Jola
„Bo my nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” Dz. 4, 20
Seminarium ukształtowało we mnie głębszą wiarę w Boga. Zrozumiałam lepiej jak działa Duch Święty, szczególnie odczuwam Go po akcie wylania Ducha Świętego. Wiem, że jest osobą niewidzialną, że ciągle przy mnie jest. Nastąpiła we mnie zmiana wewnętrzna. W trudnych momentach wzywam Ducha Świętego i zauważam, że złe myśli i emocje odchodzą. Mam też większą odwagę mówić o Bogu.
Gienia
„Bo my nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” Dz. 4, 20
W 2011 roku składałam przyrzeczenie życia ewangelicznego. Ja Teresa dzięki łasce, którą mnie Pan obdarzył, odnawiam moje obietnice Chrztu Świętego i poświęcam się na służbę Jego Królestwa. Przyrzekałam żyć Ewangelią przez cały czas mojego życia.
Te osiem tygodni Seminarium Odnowy Wiary, rekolekcji opartych na indywidualnej modlitwie Słowem Bożym, pozwoliło na pogłębienie mojej modlitwy osobistej. Dzięki współpracy z Duchem Świętym również pogłębienie relacji z żywym Bogiem. Bóg w Trójcy Jedyny stał się dla mnie bardzo bliski, wiem, że jest tuż obok mnie, kocha mnie i zawsze jest gotowy pomóc.
Nie powiem nic nowego. Mam świadomość, że raz wybierając ciągle muszę wybierać. Nie mogę spocząć na laurach ale rozwijać swoje życie duchowe. Seminarium Odnowy Wiary rozświetliło moje życie na nowo. Mam większą świadomość Boga wszechpotężnego, dobrego. W Nim samo dobro. Mam świadomość mojej małości, nieporadności, mojej nędzy. Wiem, nic bez Niego nie mogę uczynić. Wiem, że żyjąc w świecie natrafiam na zło, na działanie szatana, jego pokusy… i tylko Jezus… wzywanie Jego Imienia może mi pomóc. Niewchodzenie w walkę ze złem ale szukanie ratunku u Jezusa, mojego Pana, któremu oddałam moje życie po raz pierwszy na seminarium. To był trudny czas, ale radosny. Rekolekcje wpoiły w moje serce, trzy przekonania, że nie ma nic potężniejszego niż modlitwa, nic silniejszego niż wiara, nic większego niż Bóg w Trójcy Świętej Jedyny. Uświadomiłam sobie, że Boży plan dla mnie nie jest ulepszoną wersją moich marzeń, ale jest całkowicie nową rzeczywistością, która przewyższa wszystko, co mogę sobie wyobrazić i całkowita rezygnacja z własnej drogi. Wzrosło też moje zaufanie Bogu. Codziennie wybaczam ludziom, którzy wg mnie, mnie skrzywdzili. Wybaczam „w Imię Jezusa Chrystusa”. Każdy tydzień rozważań przynosił nowe poznanie, przypomnienie, utrwalenie jak bardzo Bóg mnie kocha i że jestem Jego dzieckiem, i czego ode mnie oczekuje.
Dziękuję Bogu, że przyprowadził mnie w odpowiednim czasie do Katedry Praskiej i napełnił moje serce łaską uczestnictwa w Seminarium Odnowy Wiary.
Teresa
Pierwszego dnia Seminarium Odnowy Wiary w Katedrze Praskiej tj. 01.03.25 r pożegnaliśmy biskupa Kazimierza Romaniuka. Ostatniego dnia seminarium tj. 26.04.25 r, odbył się pogrzeb papieża Franciszka. W czasie trwania tych rekolekcji zmarła moja siostra. Słowo Boże zaproponowane do codziennego rozważania niosło mnie przez ten czas jej bólu i cierpienia, a w końcu śmierci. W pierwszym tygodniu szczególnie poruszył mnie fragment psalmu 103, 15-16 „Dni człowieka są jak trawa, kwitnie jak kwiat na polu. Ledwie muśnie wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje”. Uświadomiłam sobie wtedy, że naprawdę jestem pielgrzymem na tym świecie, jadę pociągiem jakim jest życie, do celu, którym jest niebo, Dom Ojca. I nie ma znaczenia jakie piastowałam stanowisko, urząd itp., miejsce, gdzie byłam, już mnie nie poznaje.
Dziękuję Ci Jezu, że przyszedłeś na świat, umarłeś za grzechy też moje, zwyciężyłeś śmierć i zmartwychwstałeś. Dziękuję Ci, że idziesz przede mną, a ja mogę iść po Twoich śladach. Dziękuję Ci za Ducha Św., który stał mi się bliższy dzięki seminarium. Powierzam Mu teraz wiele spraw, oddaje Mu różne trudne sytuacje, rozmowy itp. Doświadczałam tego, że Słowo Boże jest żywe np. podczas ostatniej wizyty u siostry, kilka dni przed jej odejściem, rozważałam przy jej łóżku, zaproponowane podczas seminarium słowo z listu do Rzymian 8, 9-11 „Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Jeżeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na [skutki] grzechu duch jednak posiada życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.” Siostra zdążyła przyjąć sakramenty i wierzę, że już posiada życie na skutek usprawiedliwienia, że Bóg przywróci do życia jej śmiertelne ciało.
Te osiem tygodni seminarium były dla mnie szczególnym czasem doświadczania Ducha ŚW., wsłuchiwania się w Jego głos, poruszenia serca. Doświadczeniem braterstwa, wspólnoty.
Mogę świadomie potwierdzić wielokrotną decyzję i powiedzieć: Jezu Jesteś moim Panem i Zbawicielem. Wierzę Ci, wierzę, że Jesteś Zbawicielem Świata, Królem, Panem nad Panami. Wierzę, że w domu Ojca Twego jest mieszkań wiele, i że Twój Duch przywróci nasze ciała do życia.
Dorota
O SOW usłyszałam w ogł w dn. 01.03-26.04.25r.oszeniach w mojej parafii, ale przyszłam na spotkanie dzięki pytaniom na ulotce: “Zagubiony w natłoku życia? Brakuje Ci poczucia sensu? Szukasz miłości Bożej? Chcesz odnaleźć pokój w sercu? Pragniesz zmiany?” Moja odpowiedź na cztery pytania była twierdząca. To był mój kolejny krok do ożywienia wiary…która w szarej codzienności stała się rutynowa i martwa. (W listopadzie 2024 roku dzięki złożeniu rożnych sytuacji niezwiązanych ze mną bezpośrednio, Anioł Stróż “dał mi kopa na rozpęd”). Trochę po omacku zaczęłam szukać czegoś co pozwoli mi dostrzec moje braki…jest ich więcej niż jeden i wynikają z siebie nawzajem. Dzięki SOW dowiedziałam się, że mam problem z przyjęciem, rozumieniem, akceptacją Osoby Ducha Świętego, ponieważ w moim wyobrażeniu do tej pory był tylko znakiem obecności Boga – gołębiem… Podczas Seminarium zaczęłam poznawać Ducha Świętego i wchodzić z Nim w swoistą relację. Jestem przekonana, że zawierzenie Jego Osobie, pomogło mi przygotować się do długo odkładanej spowiedzi, wyspowiadać się i otrzymać łaskę pokoju. “I dam wam serce nowe i Ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali”(Ez 36,26-27). Dziękuję, organizatorom – Księdzu i Animatorom, a także Współgrupowiczkom za poświęcony czas, modlitwę i świadectwa. Te rekolekcje to był dobry czas dla mojej duszy.”
KaRO
Mam ogromną wdzięczność za to, że mogłam uczestniczyć w SOW. To jest niesamowite co się wydarzyło, wiem teraz, po raz kolejny zresztą, że Bóg wybiera dla nas ścieżki, przed którymi się bronimy. Nauczyłam się iść tam, gdzie mam być, nawet jak tego nie rozumiem. Mocno jednak walczyłam ze sobą, by podjąć ostateczną decyzję, czy zgłosić się do posługi. Bałam się po prostu, że nie dam rady fizycznie przy dziecku, które ma specjalne potrzeby i jest teraz w bardzo trudnym czasie. I cóż? Po ludzku strach. Od Boga – OGROMNA ŁASKA Miłości. Jak to się stało, że mój mąż mógł być w domu w sobotę, a moje dziecko z seminarium na seminarium mniej bało się, że mama do domu nie wróci? Bóg. Tylko On mógł tak to zorganizować. Nie ja. Ale do rzeczy. Jedna refleksja po wszystkim. Miałam chyba wstąpić do Diakonii Modlitwy, by zrozumieć, że czas wyjść z matczynego schronu i lęku, że dziecko, że praca, że… Jak dobrze, że Sławek tak szybko wtedy zadzwonił po moim mailu z zapytaniem, czy można wstąpić do diakonii. A ja tak liczyłam, że zadzwoni za pół roku, za rok 🤣🤣🤣🤣 Sama nie byłam pewna czy dobrze robię. Dziewczyny w mojej grupie dzielenia pokazały mi, że to nie ja mam wpływ na świat, tylko Bóg. Ja jestem narzędziem. Bardzo marnym. Zobaczyłam też moc Kapłaństwa zanurzonego w Chrystusie. Ja już nie mam pytań po tym SOW. Ufam. Robię to, co mam. Bez większego namysłu. Choć pewnie jeszcze powalczę z moimi lękami i strachami, czy mogę bardziej służyć, czy dam radę. Ale już wiem, że czasem trzeba oddać siebie, by odzyskać siebie. Dziękuję.
Agnieszka
Zdjęcia i relacja z Seminarium Odnowy Wiary 2025:
https://diakoniamodlitwy.pl/2025/05/27/odbylo-sie-seminarium-odnowy-wiary-2025/